Z życia autorki … bo życie to podróż, a podróże to życie …

Życie to podróż

 

Ponieważ strona którą piszę z ogromną radością jest też rodzajem pamiętnika, do którego będzie można wrócić w dalszym etapie życia, dziś chcę aby poniższy tekst ujrzał światło dzienne. Leżał na dnie zakładki Szkice po opublikowaniu w innym miejscu. Dziś do niego dotarłam  i postanowiłam go przeczytać. A tuż potem do uzupełnić i opublikować.

I oto on przed Wami w odnowionym wydaniu.

 

,, Nie wymażę niczego z mojego życia. Każda rzecz, nawet najmniejsza,

doprowadziła mnie do tego, kim jestem teraz.

Rzeczy piękne nauczyły mnie kochać życie. Rzeczy złe nauczyły mnie jak żyć.,,

Bob Marley

 

Moje życie jest splotem różnych zdarzeń i okoliczności, często nieco nieprzewidywalnych, ale ponoć nie ma przypadków. Urodziłam się w Poznaniu, gdyż moja mama poczęła mnie, gdy pojechała w odwiedziny do swoich rodziców. Przyszłam na świat w niedzielę wielkanocną ku radości całej zgromadzonej rodziny. Jakiś czas pozostaliśmy u babci i dziadziusia, aby później pojechać do naszego domu. Od tego czasu, aż do emigracji, mieszkałam w Koninie lub jego okolicach, a do Poznania wróciłam w czasie studiów. Jednak to złożona historia. Wcześniej ukończyłam Liceum Medyczne i zostałam pielęgniarką. Następnie pracując w zawodzie ukończyłam Zarządzanie i Marketing oraz zmieniłam drogę zawodową. Najpierw były ubezpieczenia, potem praca w banku. W tym czasie będąc już kilka lat w związku wyszłam za mąż z miłości za cudownego człowieka, choć wówczas jeszcze nie rozumiałam jak wyjątkowego. Urodziłam naszego Adasia, wymarzonego synka, który był niezwykłym dzieckiem. I nie pisze tego tylko w oparciu o własną subiektywną ocenę. Dużo się działo w naszym życiu. Wiele także w codzienności naszej rodziny. Praca, urlop wychowawczy, który dzieliliśmy razem z mężem i dużo wydarzeń, niekoniecznie korzystnych. Nadeszła choroba naszego synka po cichutku wkraczając w nasze życie. Wówczas ukończyłam Masaż Leczniczy, a następnie Pedagogikę podyplomową, aby móc jako wolontariusz pracować z dziećmi niepełnosprawnymi. Robiłam to do czasu wyjazdu z Polski głównie prowadząc dogoterapię z naszym cudownym Elpo – Goldenem Retrieverem – pieskiem naszego synka.

 

 

Na emigrację wyjechaliśmy bo chcieliśmy po prostu ,,normalnie,, żyć. W kraju w tamtym momencie nie było to dla nas możliwe. Nasz synek chorował, mąż stracił pracę, a my marzyliśmy o tym, aby Adaś miał lepszy dostęp do medycyny i aby mógł rozwijać swoje pasje i spełniać marzenia. Wyemigrowaliśmy do Kataru, gdzie przeżyliśmy wiele najpiękniejszych chwil z naszym synkiem., jak i doświadczyliśmy bolesnej straty po odejściu Adasia do świata aniołów. Ból przenikał nas na wskroś … Katar był dobrym miejscem do życia z naszym najdroższym dzieckiem, ale już kiedy zostaliśmy sami zaczęło nam doskwierać poczucie, że to nie nasze miejsce w tym momencie. I wówczas przyszła niespodziewana, choć nie nieoczekiwana, zmiana. Przenieśliśmy się do Wietnamu, który był naszym domem.

https://www.zycieipodroze.pl/2024/03/05/od-pustyni-do-zielonej-krainy-wersja-z-roku-2017/

Byłam tam szczęśliwa. Każdy z nas robił to co lubił. Mój mąż wykonywał swoją pracę, a ja realizowałam swoje pasje na które miałam czas, mnóstwo czasu. Dużo pisałam (czasami zastanawiałam się dlaczego wcześniej tego nie robiłam), fotografowałam, podróżowałam, spacerowałam po różnych zakamarkach, czytałam, gotowałam i co najważniejsze dbałam o nas. Tak o nas, czyli Siebie i Mojego Męża. Byłam i nadal jestem domatorką z duszą podróżniczki. Lubię spokojne życie i nie przepadam za tłumem ludzi, zbiegowiskami, czy wielkimi miastami, choć na ironię w jednym z nich przyszło mi żyć. O dziwo nie mogłam narzekać. Zaadaptowałam się i było mi tam, czyli w Hanoi, całkiem dobrze. Choć najbardziej uwielbiałam każdy weekend spędzony poza nim. Dlatego kiedy przeprowadziliśmy się do Szwecji z radością zamieszkałam na wsi. Na takiej prawdziwej wsi oddalonej od miasta o 30 kilometrów. Do najbliższej stacji paliw jest 11 kilometrów , do sklepów, czy też do fryzjera 13, a do pracy 30. Dookoła mamy zaledwie kilku sąsiadów. Otoczeni jeziorem i lasem żyjemy tutaj z dala od hałasów i problemów typowych dla wielkomiejskich środowisk. O życiu tutaj będzie opowiadał jeden z kolejnych artykułów.

 

 

Ponieważ życie jest ciągłą podróżą uwielbiam te wszystkie podróże z kimś (najchętniej z mężem) …, dokądś…i w głąb siebie… Traktuje o nich również mój blog, który uwielbiam, a który powstał w Wietnamie, gdy byłam na niego gotowa. Podróż z moim blogiem jest niezwykła i życzę sobie, aby trwała. Wróciłam do niej znów niedawno i bardzo mi tutaj dobrze. Staram się żyć chwilą, tym co tu i teraz. A ,,tu i teraz,, jest dobre i szczęśliwe. Tak jak lubiłam życie w Katarze na pustyni, czy też w Wietnamie niesamowicie zielonej krainie, tak i teraz lubię moje życie tutaj w Szwecji o czym będę jeszcze pisać. Uwielbiam mojego męża Sławusia i niezwykłe relacje z siostrą Martusią oraz nasze podróże małe i duże. Moją miłością krajobrazową są góry, ale jeziora przyciągają jak magnes. Lubię wędkowanie, ale też pyszne jedzenie, gotowanie i fotografowanie. Ponadto książki, filmy i muzykę, która jest jak pocałunek dla duszy. Najbardziej jednak teraz lubię pisać, a także zatrzymywać chwile w kadrach. Jest na to znacznie mniej czasu ze względu na życie zawodowe i naukę, ale cieszę się że wróciłam do tego i zagościło to znów w moim codziennym życiu. A moje życie jest ciągłą podróżą, która trwa, a tu i teraz jest jej najistotniejszym elementem. 

https://www.zycieipodroze.pl/2024/02/08/wychodze-zza-kominka-i-wracam-do-pisania/

Życie to podróż, a podróże to życie…

 

20 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *