Wietnam – intensywność wrażeń …

Wietnam to dla mnie intensywność wrażeń … To natężenie, nasilenie, głębokość, skala, wielkość, wysokość, amplituda, rozmiar, wachlarz, zasięg i moc, siła, ekspresyjność, wyrazistość, energia, eskalacja, częstotliwość różnego rodzaju bodźców, emocji i tego, co nas otacza. A w kontekście Wietnamu wspólnym mianownikiem jest ich intensywność. No, bo jaki jest kraj, w którym mieszkam? Jaki jest Wietnam? Czy można na to pytanie odpowiedzieć jednym słowem? Ja podejmę te próbę i postawię tezę, że Wietnam jest intensywny. W jakim sensie? Postaram się to wyjaśnić w poniższych rozważaniach.

 

 

 

 

 

 

 

 

Można go uwielbiać, bądź nienawidzić. Być nim zauroczonym lub zniesmaczonym. Można chcieć tutaj zostać na dłużej, bądź wyjechać natychmiast. Jedno jest jednak pewne. Wszystko to będzie intensywne, ponieważ taki właśnie jest Wietnam. Gdy chcę go określić jednym słowem, to tylko intensywność przychodzi mi do głowy i jej różne oblicza. Tak, właśnie tak. Wietnam jest zdecydowanie intensywny. To tutaj góry pokrywają znaczną część kraju z najwyższym szczytem całych Indochin Phan Xi Pang, o którym pisałam we wpisie https://www.zycieipodroze.pl/2017/09/05/fansipan-czyli-na-dachu-wietnamu-a-nawet-calych-indochin/. Największa jaskinia świata Hang Son Doong również położona jest w Wietnamie, a wspomniałam o niej pisząc o innym magicznym miejscu https://www.zycieipodroze.pl/2018/03/22/paradise-cave-magiczna-jaskinia-posrod-gor/. Pola ryżowe zajmują znaczne obszary, a plantacje kawy generują ogromne jej ilości plasując Wietnam na drugim miejscu na świecie, tuż za Brazylią. Jednak intensywność kraju, w którym mieszkam to nie tylko natura, choć piękna, magiczna i niezwykła, charakteryzująca się niezwykłą gamą kolorów. Od soczystej zieleni pól ryżowych, pachnących żywicą lasów świerkowych i łąk jak malowanych (o kolorze zielonym pisałam w artykule https://www.zycieipodroze.pl/2017/09/26/jakiego-koloru-jest-kraj-w-ktorym-mieszkam/), po niezwykle kolorowe ogrody kwiatowe pełne różnorodnych zapachów i barwnych odmian roślin małych i dużych, czy też piękne, magiczne lampiony zwłaszcza cudnie prezentujące się w nocy i rozświetlające domy oraz ulice. Równie malownicze są tradycyjne stroje noszone przez kobiety, zwłaszcza z niektórych mniejszości etnicznych. To w Wietnamie intensywny kolor błękitnego nieba kontrastuje wręcz z jego wersją szarą, chowającą się za wielką chmurą smogu. Słońce potrafi świecić przez całe dnie, a innym razem trudno sobie wyobrazić, że ono, gdzieś tam jest. Wilgotność czasami osiąga sto procent, a deszcz potrafi lać intensywnie i płynąć strumieniami przez ulice, gdyż często studzienki kanalizacyjne mają zbyt małą przepustowość. Jest to zwłaszcza odczuwalne w porze deszczowej. W Wietnamie doświadczyłam siły wiatru, z jaką się nie spotkałam przez wcześniejszych czterdzieści lat życia. Potrafi on tutaj wiać z niesamowitą siłą niszcząc wszystko, co napotka. Huragany i tajfuny, które uderzają w niektóre części kraju w każdym roku niszczą wiele domów i zbierają żniwa w postaci ofiar w ludziach. Jest to żywioł, który najbardziej mnie przeraża, o czym wspomniałam w poście https://www.zycieipodroze.pl/2018/03/09/wiatr-czyli-zywiol-powietrza-zyjacy-posrod-nas/. Przeciwieństwem są przepiękne, słoneczne dni wręcz stworzone, aby plażować, spacerować, czy uprawiać sporty wodne. Czasami temperatury są bardzo, bardzo wysokie, zwłaszcza te odczuwalne, a innym razem potrafi być bardzo zimno.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wietnam to również aromatycznie pachnące świeżością i nutą orientu potrawy o których wspominałam we wpisie https://www.zycieipodroze.pl/2016/05/13/kuchnia-wietnamska-powiew-swiezosci-z-nuta-orientu/. Jakże one niektóre wyjątkowo smakują. Prawdziwa rozkosz dla podniebienia. Wietnam to też ciastka mające tysiąc kalorii, czyli słynne Moon Cake, o których mowa w poście https://www.zycieipodroze.pl/2017/10/04/moon-cake-czyli-niezwykle-ciastka-ksiezycowe/. To także targi z owocami, kawiarenki owiane kuszącym aromatem kawy, ale i niestety kontrastujące z nimi rozkładające się śmieci, czy płynące brudne cieki wodne o łagodnie mówiąc nieprzyjemnej woni. Ponadto ogromne ilości skuterów i motocykli na drogach oraz niewyobrażalne natężenie ruchu w dużych miastach. Ta dynamika, tłok, chaos są nie do opisania, jak i skrajna nonszalancja w stosunku do przestrzegania przepisów. Wietnam to również wszechobecne dźwięki muzyki płynącej z klubów karaoke, sklepów ze sprzętem elektronicznym, często bardzo głośne. Tonalność języka sprawia, że wydaje się iż ludzie mówią bardzo głośno. Wesela na setki osób, tak, tak setki, są bardzo popularne. My byliśmy na takim, gdzie w jednym domu weselnym gościło trzysta osób i w drugim tyleż samo. Charakterystyczne dla kraju w którym mieszkam są bardzo duże spotkania rodzinne, na których gromadzą się wszyscy, którzy do niej należą, albo choć prawie wszyscy. Intensywność takich spotkań jest niesamowita i niezwykła, zwłaszcza za sprawą dzieci, ale i historii rodzinnych. Z kolei w miejscach nazywanych „Bia Hoi” płyną każdego dnia hektolitry, a bynajmniej ogromne ilości, świeżego piwa. Na ulicach poza codziennym niewyobrażalnym ruchem, tysiącami przemierzających ludzi, wiszą tuż nad głowami tysiące kabli. Kable, kable i jeszcze raz kable. Po prostu ogromne ich ilości. Życie toczy się dosłownie na ulicy pośród tego wszystkiego. Dla odmiany mieszkańcy pływających wiosek mieszkają na wodzie i potrafią w  tych ekstremalnych warunkach nawet wyhodować pożywienie. O tym stylu życia traktował artykuł https://www.zycieipodroze.pl/2018/01/22/plywajace-wioski-wietnamskie/. Kiedy jedzie się drogą napotyka się zwierzęta zmierzające na pastwiska lub z nich wracające. Potrafią zajmować całą drogę, blokując niejednokrotnie ruch na niej. Na tym nie kończy się wszystko to, co intensywne, ogromne, hałaśliwe i wonne. Widziałam bardzo duże bonsai, choć wcześniej myślałam, że to znacznie mniejsze kompozycje. Niejednokrotnie byłam zaskoczona zwiedzając cytadele, muzea, czy skanseny, a najbardziej rzeźbami charakteryzującymi się przesadzonymi przyrodzeniami, zresztą bardzo wyeksponowanymi. Bodźce płynące zewsząd w Wietnamie są naprawdę bardzo intensywne. Tutaj nawet siesta, to siesta. Jak się odpoczywa to na całego i dosłownie wszędzie. Nie ważne, czy to centrum miasta, główna ulica, czy cichy zakątek. Ludzie śpią na motorach, taborecikach, czy hamakach. Ma się wrażenie, że dźwięki dobiegające zewsząd, nikomu nie przeszkadzają. Intensywność wrażeń, emocji, myśli wciąż potrafi zaskakiwać, tak jakby człowiek prosił o wciąż więcej.

 

 

 

 

 

 

 

 

Tak, jak rozpoczęłam, tak i zakończę. Wietnam to, według mnie, kraj charakteryzujący się intensywnością wrażeń i to różnorodnych. Zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych, tych ulubionych i znienawidzonych, zaskakujących lub przerażających. Jednak jedno jest pewne, że intensywność bodźców zarówno zaskakuje, jak i daje nam pewność, że posiadamy wszystkie zmysły, a niektóre z nich nawet reagujące nadmiernie. Widzimy to, co piękne i brzydkie, Słyszymy piękne dźwięki lub głos natury i hałas uliczny. Nasze nozdrza uwielbiają aromaty dań i kwiatów, ale i buntują się, gdy dociera do nich fetor. To samo z naszymi emocjami. Serce się raduje, gdy spogląda się na ten piękny kraj, góry, doliny i rzeki, miłych ludzi, czy też uśmiechnięte dzieci. Jednak, gdy spojrzy się, jak ludzie zachowują się na drodze, jakby stracili rozum, to się smucimy. To wszystko sprowadza się do jednego słowa, którym jest intensywność. Taki jest Wietnam, taki jest kraj w którym mieszkam. Dostarcza mnóstwa intensywnych wrażeń.

62 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *