Słowami utworu ,, One Night in Bangkok,, – Jedna noc w Bangkoku…, który wykonuje Murray Head rozpocznę dzisiejszy post:
,,Jedna noc w Bangkoku i świat stoi przed tobą otworem
Bary są świątyniami lecz perły nie są za darmo
Znajdziesz tu Boga w każdym złotym klasztorze
Odrobina ciała i odrobina historii
Czuje anioła przysuwającego się w moim kierunku,,
Dokładnie rok temu 15 marca rozpoczęliśmy naszą miesięczną wyprawę po Indochinach. Lot z Doha, gdyż wówczas mieszkaliśmy jeszcze w Katarze, do Bangkoku był jej pierwszym etapem.
Później nastąpiły kolejne jej części planowane lub też i nie. Zwiedziliśmy Tajlandię, Laos – mój ukochany i Wietnam, nie wiedząc, że będziemy w nim za kilka miesięcy mieszkać, a zakończyliśmy nie Kambodżą, jak planowaliśmy, tylko po spontanicznej decyzji wylądowaliśmy na Bali. O tym wszystkim będę wspominać i pisać w kolejnych postach w dziale Podróże małe i duże wracając do tamtych chwil i przygód.
Bangkok to niezwykłe miasto, które żyje całą dobę, nie zasypia nawet na chwilę. Jest bramą do Azji, ze względu na to, że jest miejscem transferowym. Tutaj się często dolatuje i przesiada na samoloty lecące do różnych innych destynacji w Azji wschodniej i południowej. Bangkok jest miastem świątyń, pagód, uroczych miejsc, dobrego jedzenia, atrakcji i rozrywek. Każdy turysta, czy też podróżujący, znajdzie coś dla siebie. Stykają się w nim kultury azjatyckie, europejskie z domieszkami innych, a różnorodność niejednokrotnie zaskakuje.
Bangkok jest dobrze zorganizowany pod względem komunikacyjnym. Można podróżować pociągami, metrem, taksówkami, tuk tukami, promami, łódkami, czy też autobusami.
My korzystaliśmy z pociągów, metra, tuk tuków i łódek i choć spędziliśmy tam tylko niecałe dwa dni i dwie noce pozwiedzaliśmy, zobaczyliśmy, zasmakowaliśmy, posłuchaliśmy i przeżyliśmy miłe chwile.
Pierwszego wieczoru spędziliśmy czas w Chinatown. Uwielbiamy chińskie dania, a atmosfera takich dzielnic jest szczególna. Można pospacerować kolorowymi ulicami, wyleczyć kaszel za pomocą ziół niemalże w jednej chwili :), skosztować różnych pyszności w jednej z wielu restauracji, napić się regionalnego piwa i przekąsić kasztany serwowane na ulicy. Ruch, klimat i jedzenie w Chinatown są wyjątkowe i wciągające.
Następnego dnia postanowiliśmy pozwiedzać świątynie. Ponieważ jest ich bardzo dużo ograniczyliśmy się do wybranych i uznanych za niezwykłe. Rozpoczęliśmy od Wat Traimit, która jest bardzo ładną świątynią z mieszkającym w niej Złotym Buddą. Posąg waży ponoć 5,5 tony i ma 3 metry wysokości. Wygląda bardzo okazale i błyszczy się z daleka.
Ponadto, co dla nas było ważne znajduje się tam Budda Podróżników, który takie osoby jak między innymi my 🙂 ma pod swoją opieką.
Następnie udaliśmy się nad rzekę Chao Phraya, czyli Menam. Płynąc łódką mogliśmy oglądać okolice, a widoki były różne. Od prawdziwego życia zwykłych ludzi
po Wat Arun, którą to świątynię postanowiliśmy tym razem sobie darować, gdyż była w remoncie. Podziwialiśmy ją tylko z daleka. Odwiedzimy ją przy innej okazji.
Kontynuując nasze eksploracje zrobiliśmy sobie chwilkę przerwy, aby nad rzeką przekąsić co nieco,
a następnie udaliśmy się w kierunku Grand Palace.
Podziwialiśmy tam ponadto Odpoczywającego Buddę, czyli imponujący posąg o długości 46 metrów długości. Coś niesamowitego. Lezący Budda znajduje się w Świątyni Wat Pho i wypełnia znaczną część jej wnętrza. Robi naprawdę niezwykłe wrażenie na odwiedzających.
Nieopodal położona jest Wat Phra Khew, świątynia z uroczym Buddą Szmaragdowym.
Cały Kompleks jest niesamowitym miejscem. Gdyby nie nazbyt duża liczba turystów, jak dla mnie, można by tam spędzić cały dzień. Zapewne warto to miejsce uwzględnić odwiedzając Bangkok.
My udaliśmy się następnie do centrum miasta, gdzie akurat odbywał się Tajski Festiwal Kulinarny. Trzeba przyznać, że oferta była bardzo ciekawa i różnorodna, a dania których spróbowaliśmy smakowały wybornie.
Najedzeni i w dobrych nastrojach udaliśmy się na Patpong, słynne miejsce rozrywek, nie koniecznie przyzwoitych. Nie obyło się bez przygód, zaczepiania, a nawet nachalności i drobnego incydentu, ale na szczęście ta ,,słynna,, dzielnica to nie tylko kluby ,,go go,, czy też ,,występy,, typu ,,ping pong show,,. Znajdują się tam również kluby z muzyką na żywo. W jednym z nich spędziliśmy kilka godzin bawiąc się świetnie, bez obawy dosypania czegoś do drinka. Zespół grał niesamowicie. Jak do tej pory był najlepszy z tych, których słuchaliśmy w klubach, pubach i barach w czasie naszych podróży, a troszkę ich było. Cokolwiek ktoś sobie zażyczył zespół grał i śpiewał i to w najlepszym wykonaniu.
2 komentarze
Baśka
kolejna kultura odkryta dzięki Twoim wspomnieniom …cudownie
anetagrenda
Dziękuję i miłego poznawania zakątków ze mną Tobie Basieńko życzę 🙂