Witajcie moje Drogie Czytelniczki i Drodzy Czytelnicy w Nowym 2016 roku. Mam nadzieję, że okres sylwestrowo – noworoczny minął Wam radośnie 🙂 Ja ten czas spędziłam w świetnym nastroju w Hong Kongu odkrywając uroki nowego miejsca.
I właśnie opisem tej wyprawy rozpoczynam w 2016 roku cykl postów o podróżach małych i dużych w różne miejsca, w których byłam dotychczas, mieszkałam i może będę w przyszłości. Rozpoczynam od Hong Kongu, gdyż to temat świeży, gorący, który zakończył się zaledwie przedwczoraj. Spędziliśmy tam z mężem zarówno Sylwestra 2015/2016, jak i kilka pierwszych dni Nowego Roku korzystając z dobrodziejstw i możliwości jakie ma do zaoferowania odwiedzającym go Hong Kong.
Hong Kong można śmiało nazwać państwem – miastem, choć jest to tak naprawdę specjalny region administracyjny Chin rządzący się swoimi prawami. Wielu twierdzi, co mnie wcale nie dziwi, że jest on duszą i perełką tegoż państwa. Miasto położone jest na wysepkach i stałym lądzie otoczone zatokami Morza Południowochińskiego. Panoramę miasta tworzą drapacze chmur i kilkudziesięciopiętrowe budynki mieszkalne oraz piękna, zielona, bujna roślinność porastająca wzgórza. Odnosi się wrażenie, że każdy milimetr powierzchni jest wykorzystany. Dookoła, gdziekolwiek wzrokiem sięgnąć, rozpościera się woda.
Hong Kong jest miastem bardzo dobrze, a nawet rzekłabym rewelacyjnie zorganizowanym. Wszędzie można odnaleźć oznaczenia w języku angielskim. Tylko w nielicznych knajpkach chińskich brak angielskiego menu. Przeróżne środki transportu umożliwiają bardzo sprawne poruszanie się po okolicach i dotarcie niemalże w każde miejsce, które znajduje się na wyspach, czy też na lądzie.
Warto odwiedzić zarówno wyspę Hong Kong, wyspę Lantau, jak i Kowloon. Wybierając środek transportu mamy do wyboru metro, kolorowe piętrowe tramwaje, pociągi, ozdobione autobusy piętrowe i autobusy otwarte wyróżniające się na tle innych pojazdów, promy, taxi, a także kolej Tramp Peak jadącą na The Peak, czy też kolej linową Ngong Ping 360 na wyspie Lantau. Poruszanie się po Hong Kongu nie powinno nikomu przysporzyć problemów, nawet niepełnosprawnym ruchowo lub o ograniczonych możliwościach fizycznych, gdyż większość miejsc jest dostosowana odpowiednio. Są najazdy, windy i schodołazy. Spotkaliśmy wielu podróżujących niepełnosprawnych na wózkach, czy poruszających się przy pomocy innych sprzętów ortopedycznych. Hong Kong oferuje mnóstwo atrakcji. Ciekawe miejsca, zadziwiające budynki i atrakcyjne świątynie oraz muzea są tutaj niemalże wszędzie. Dla dzieci małych i tych dorosłych też znajdują się parki rozrywki, takie jak Disneyland, czy też Hong Kong Ocean Park, w których można wesoło i atrakcyjnie spędzić czas. Ponadto jest wiele ciekawych, barwnych, tętniących życiem ulic pełnych restauracji i barów z całego świata, czy też oddających klimat i styl typowo chiński, orientalny. Dookoła jest radośnie dzięki kolorowym środkom transportu, neonom umieszczonym na drapaczach chmur, dekoracjom, oświetlonym pięknie statkom i promom, klubom nocnym oraz parkom rozrywki.
My rozpoczęliśmy naszą przygodę z Hong Kongiem od świętowania Sylwestra. Udaliśmy się na nabrzeże Zatoki Wiktorii, gdyż tutaj zebrało się mnóstwo osób. Gdzie wzrok nie sięgał byli tam ludzie, którzy nadciągali ze wszystkich stron. Wszystkim towarzyszyły radość i oczekiwanie. Troszkę się wyczekaliśmy, ale było warto, gdyż jak to śmiał się mój mąż, mieliśmy miejsca w pierwszym rzędzie i stąd ładne zdjęcia i filmiki. Kiedy rozpoczęło się odliczanie aparaty, kamery, telefony pracowały dookoła. Pokaz sztucznych ogni był bardzo piękny, kolorowy, aczkolwiek nie nazbyt głośny, a to ważne dla małych pupili. Efekt fajerwerków potęgowały wody zatoki, w których odbijały się kolorowe, błyszczące sztuczne ognie. Fajerwerki były śliczne, zresztą zobaczcie sami 🙂
Przywitaliśmy Nowy Rok w szampańskich nastrojach w przepięknej atmosferze i aurze dookoła nas. To był wspaniały początek 2016 roku. Kładąc się spać myślałam o tym, co nas czeka następnego dnia w czasie zwiedzania, co nas zaskoczy i zadziwi. Zamierzaliśmy najpierw nieco poznać wyspę Hong Kong na której mieścił się też nasz hotel.
Zaznajomieni już ze środkami transportu ruszyliśmy na podbój Hong Kongu. Wyspę charakteryzują drapacze chmur stojące obok siebie. W dzień mienią się w słońcu, a w nocy otulone są kolorowymi neonami i grą świateł potęgujących ich urok. Pomimo małej powierzchni znajduje się tutaj wiele skwerków zieleni i klombów z pięknymi kwiatami. Nad wyspą góruje The Peak, czyli Wzgórze Wiktorii, z którego rozpościera się wspaniały, radujący oczy, widok na całą okolicę. Jest to najwyższe wzniesienie. Ma 554 metry wysokości i jest miejscem obowiązkowym, które należy odwiedzić będąc w Hong Kongu. Można do niego dostać się autobusem, specjalnym pociągiem, taxi i pieszo. My ze względu na ograniczony czas, ale i z ciekawości, zdecydowaliśmy się wjechać na wzgórze szybką, czerwoną kolejką Peak Tram. Wyczekiwaliśmy dość długo w kolejce, ale było warto.
Było to super przeżycie, gdyż wjeżdża się szybko i pod ostrym kątem na szczyt. Nawet podłoga jest specjalnie wyprofilowana ze względów bezpieczeństwa.
Po przejściu na taras widokowy nie pozostaje nic innego, jak podziwiać okolicę, wspaniałe widoki, niesamowite budynki, zieleń i zatokę. Widok jest przepiękny i dla niego warto wybrać się na szczyt góry.
Można podziwiać nie tylko rozpościerająca się dookoła panoramę miasta, ale i zobaczyć interesującą wystawę wewnątrz.
Ponadto liczne restauracje zachęcają do skosztowania pysznego jedzenia. My zamówiliśmy zupę seafood, pierożki i curry z ryżem, a wszystko okazało się przepyszne. Palce lizać.
Po powrocie ze wzgórza odwiedziliśmy Katedrę Świętego Jana, która jest bardzo ciekawa architektonicznie na zewnątrz i wewnątrz.
Następnie udaliśmy się autobusem piętrowym i głównie metrem na drugą stronę zatoki odkryć Kowloon. Podziwialiśmy Aleję Gwiazd, choć niekompletną ze względu na renowacje. Jednakże dostępne są pomniki, jak chociażby Bruca Lee, legendy kina z naszych lat dzieciństwa.
Ponadto znajdują się też odciski rąk znanych aktorów, takich jak lubianego przez mojego synka Jackie Chana.
Spacerkiem dotarliśmy do Muzeum of Art
oraz do Wieży Zegarowej, która jest punktem orientacyjnym i znakiem rozpoznawczym Hong Kongu.
Wróciliśmy promem Star Ferry na wyspę Hong Kong,
aby odkrytym autobusem Hong Kong Big Bus wybrać się na przejażdżkę po wyspie.
A, że już niedługo miała zapaść noc podziwialiśmy widoki zarówno za dnia, jak i w blasku neonów, świateł rozświetlających zmierzch i kolorowych dekoracji.
Kolejnym akcentem była barwna ulica, a raczej dzielnica Soho, w której znajdują się restauracje, kawiarnie i bary z całego świata, jak i okolice Lan Kwai Fong, gdzie można było poczuć nocny klimat Hong Kongu. Przemieszczając się najdłuższymi ruchomymi schodami na świecie można było poobserwować, jak mieszkańcy spędzają czas, czy tez zerknąć na galerie zdjęć.
Po powrocie z wojaży tego dnia zasnęliśmy jak małe dzieci. Był to dzień pełen wrażeń, nowych doznań i pokonania wielu kilometrów.
Następnego dnia po pobudce, śniadanku i porannej kawie udaliśmy się w kierunku wyspy Lantau. Dotarliśmy tam głównie metrem, gdyż tramwajem przejechaliśmy tylko dwa przystanki. Następnie oczekiwaliśmy w ogromnej kolejce, do czego się już przyzwyczailiśmy w dniu poprzednim, aby zakupić bilety na dalszą drogę. Po ponad godzinie oczekiwania udało nam się wsiąść do kryształowego wagonu kolejki Ngong Ping 360 ze szklana podłogą, przez którą można było podziwiać okoliczne widoki w drodze na szczyt.
Lantau jest piękną, zieloną wyspą pełną wzgórz, jakże inną od wyspy Hong Kong, czy Kowloon, gdyż bez drapaczy chmur, z nielicznymi kilkudziesięciopiętrowymi budynkami mieszkalnymi. Na górze w drodze do Wielkiego Buddy przeszliśmy najpierw przez Ngong Ping Village, w której znajduje się mnóstwo sklepików oferujących różne pamiątki oraz restauracji i kawiarenek z jedzeniem. Można także wziąć udział w ceremonii parzenia herbaty i skosztowania jej oraz dokonania zakupu na przykład w Liong Tea House.
Po przejściu wioski typowo zorganizowanej pod turystów idzie się w stronę tego, co nas interesowało najbardziej. Aby dotrzeć do Buddy Tin Tan pokonaliśmy dość długie schody.
Mogliśmy przyjrzeć się z bliska temu wyrastającemu nad całą okolicę monumentowi. Pomnik Buddy Tin Tan ma 34 metry wysokości i waży ponad 250 ton.
Jest też specjalne do niego wejście w postaci najazdu dla osób poruszających się na wózkach. Zadziwiające jest to, na co zwracam uwagę będąc w takich miejscach niejednokrotnie, że przybywają do nich ludzie z całego świata niezależnie od wyznania. Tym razem to Budda przyciągnął wszystkich. Można było zauważyć Muzułmanów, Żydów, Chrześcijan, Buddystów i Taoistów. Nie ma znaczenia na cześć kogo wzniesiony jest pomnik, czy świątynia i to jest piękne. Z miejsca, w którym umieszczony jest Budda Tin Tan rozpościera się piękny, niezwykły widok na całą okolicę. Można podziwiać stąd zachwycającą panoramę gór, klasztoru, wioski i dalszych zakątków.
Obok Buddy usytuowane są buddyjskie posągi kobiet oddających mu cześć.
Po opuszczeniu tego miejsca udaliśmy się do Klasztoru Po Lin, którego nazwa oznacza dosłownie drogocenny lotos.
Jest to klasztor buddyjski bardzo piękny zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz. Wybudowany został na początku XIX wieku przez trzech mnichów. W świątyni głównej znajdują się posągi Buddy symbolizujące przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.
Przed Klasztorem Po Lin buddyści zapalają kadzidła i świece oraz ofiarowują kwiaty i dary.
Po zakończeniu zwiedzania można skosztować posiłku wegetariańskiego oferowanego turystom przy klasztorze. W zakamarkach w czasie, gdy się przysiądzie na chwilkę można odnaleźć maleńkie posążki poustawiane na kamieniach. My takie odkryliśmy.
Następnie udaliśmy się w drogę powrotną spacerkiem do kolejki. Mogliśmy i w drodze na dół podziwiać wyspę Lantau w szybach kryształowego wagoniku kolejki Ngong Ping 360. Później udaliśmy się metrem na słynną Nathan Road leżącą w Kowloon. Jest to bardzo długa ulica na której i wokół niej znajduje się dosłownie wszystko od sklepików i centrów handlowych począwszy, a na restauracjach, kawiarenkach, kinach, bankach skończywszy. Przespacerowaliśmy się na Ladies Market, gdzie można było kupić niemalże co dusza zapragnie, łącznie z podrobionymi towarami takimi jak zegarki, torebki, apaszki, odzież, czy tez sprzęt elektroniczny.
Następnie udaliśmy się na kolację do chińskiej, niepozornej restauracyjki, gdzie przebywało bardzo dużo osób, i skosztowaliśmy pysznych dań chińskich: zupki wonton z gotowanymi pierożkami, smażonych pierożków wonton z sosem słodkim chili i mięska w sosie słodko – kwaśnym. Dania te przyjemnie uradowały nasze podniebienia.
Najedzeni i zadowoleni przemieściliśmy się na wyspę Hong Kong w poszukiwaniu klubu z muzyką na żywo. Nie było to trudne, gdyż oferta jest bogata. Wybraliśmy klub The Wanch, w którym spędziliśmy przemiło czas do późnych godzin nocnych przy dźwiękach jazzu i rocka oraz uczestnicząc w urodzinach jednego z wykonawców.
7 komentarzy
Paula Ludwiczuk
Kiedyś w życiu nie pomyślałabym o podróży do Chin. Teraz coraz bardzie ciągnie mnie w tym kierunku 🙂
Aneta Grenda
Zachęcam i myślę, że warto poznać tę część świata 🙂
Aga
Absolutnie podziwiam. Jestem jednostką stacjonarną, ciężko mi ruszyć się do oddalonego o 120 km Wrocławia, dlatego jestem pełna uznania dla osób takich jak Ty, które wypuszczają się taaak daleko. To niesamowite i w moim odczuciu wymaga wiele odwagi. Świetne zdjęcia 🙂
Aneta Grenda
Dziękuję Ci bardzo 🙂 Wiesz, ja na co dzień jestem domatorką, ale podróże, odkrywanie nowych miejsc uwielbiam, choć wiem, że wymagają one decyzji, a o to nie zawsze łatwo. Pozdrawiam Cię serdecznie i mimo wszystko zachęcam do podróży, nie koniecznie takich odległych. Wszystkie podróże są niezwykłe i te małe, krótkie, kilkugodzinne, jak i te dalsze 🙂
Barbara Kubiak
Anetuś dzięki za te piękne zdjęcia i opisy czułam jakbym tam była z Wami
Aneta Grenda
Dziękuję. Cieszę się, ze możecie z nami odwiedzać różne miejsca, poznawać nowa kulturę, potrawy i cieszyć się tym 🙂
Pingback: