Skip to content
Gdziekolwiek jestem i czy jest wokół mnie więcej, czy mniej osób – w sensie fizycznym, w czasie Wigilii i Świąt Bożego Narodzenia, są one dla mnie magiczne. Uwielbiam niezwykłą aurę, która im towarzyszy i tę łezkę wzruszenia w oku. Nasza polska tradycja obchodzenia ich jest tak piękna, że chce się ją pielęgnować, szerzyć i każdego roku do niej wracać oraz obchodzić Święta Bożego Narodzenia, a zwłaszcza Wigilię w tradycyjny sposób przekazany nam przez naszych przodków. U nas w domu, to znaczy moim i mojego męża, a wcześniej i synka, czy to, gdy mieszkaliśmy w Polsce, czy też w Katarze, czy teraz w Wietnamie, obchodzimy zarówno Wigilię, jak i Święta Bożego Narodzenia w duchu naszej tradycji. Choć nie zawsze jest to takie proste jakby się wydawało, ale jak najbardziej możliwe.
W tym roku zorganizowanie własnej Wigilii było ograniczone przez czynniki zewnętrzne i miejsce w którym mieszkamy tymczasowo już od kilku miesięcy, czyli hotel. Jednak, gdy się chce to można i znaleźliśmy sposób, aby te dni były jak najbardziej tradycyjne i radośnie spędzone. Na naszym stole zagościł opłatek, którym mogliśmy podzielić się wspólnie z mężem składając sobie życzenia, ale i z bliskimi przez skypa życząc sobie wszystkiego dobrego i móc widzieć się ze sobą w tym wyjątkowym dniu w ten sposób. Na naszym stole zawitały pyszne pierogi, śledziówka wcale nie ze śledzia, smaczna kapusta, grzyby, śledzie w oleju jak u mamy, kompot z suszu i pachnące pierniki.
Atmosfera była niezwykła oraz ciepła, przy choince i świeczce, która płonęła przez całe Święta przypominając nam tych, których fizycznie już z nami tutaj nie ma. Nie zabrakło życzeń zarówno telefonicznych, jak i esemesów, maili, życzeń na facebooku i rozmów przez skypa przy dźwiękach i śpiewie kolęd oraz pastorałek. Kiedy przebywa się za granica ten element jest częścią Świąt, bynajmniej dla nas i tych, którzy czują się blisko z nami związani. Było jak co roku magicznie, bo taki jest ten czas właśnie, czas wyjątkowy spędzony z najbliższymi, w cudownej aurze i nastroju. Było niezwykle, choć bez śniegu i na odległość z rodziną i przyjaciółmi, gdyż mój mąż był ze mną, a to czyni mnie szczęśliwą i jest dla mnie bardzo ważne, a Adaś mój Aniołek prywatny czuwa nad nami cały czas odkąd od trzech lat nie może tutaj już z nami być w ziemskiej postaci. Tak jak Wigilia, tak i Boże Narodzenie upłynęło nam radośnie, choć już w innej atmosferze i w większym gronie z winem grzanym w tle.
Znalazł się również czas na czytanie, bo uwielbiam to robić, i zanurzyłam się w kolejnej książce na parę godzin. Nie bylibyśmy sobą z moim mężem, gdybyśmy nie wybrali się na jazdę naszym pojazdem. Tym razem postanowiliśmy wypróbować nasz nowy motor i w ostatni dzień świątecznego weekendu wybraliśmy się na 200 kilometrową przejażdżkę, która zawiodła nas tym razem do Hoa Binh.
Zwiedziliśmy to miasto i okolice podziwiając cudowne góry, pola na których pracowali Wietnamczycy, jak każdego dnia, jeziora, rzekę, tamę i elektrownię wodną oraz skosztowaliśmy miejscowych smakołyków w postaci przepysznego szaszłyka i zupy Pho Bo, która nas bardzo rozgrzała, a było to wskazane, gdyż było chłodno.
Nowy motor spisuje się bardzo dobrze. Pozostaje czekać na kolejne wyprawy.
Wigilia i Święta Bożego Narodzenia choć troszkę nietypowe, a jednak jak najbardziej tradycyjne z opłatkiem, kolędami, modlitwą, potrawami które są dla nas ważne w te dni, z rozmowami z rodziną i przyjaciółmi upłynęły nam w radosnej atmosferze. I choć daleko od Polski otoczone były niezwykłą aurą, bo magia Świąt jest ponadczasowa i niezależna od miejsca. Ona jest w nas, w naszych sercach i głowach. Wystarczy tylko chcieć ją przyjąć i poczuć.
Droga Czytelniczko, Drogi Czytelniku 🙂 życzę Wam radosnych poświątecznych dni i miłego oczekiwania na Nowy Rok …
Related